Popularna aktorka i piosenkarka zdradziła nam  w jaki sposób dba o swoją formę i urodę
fit.pl
2009-04-29 00:00
Udostępnij
Patricia Kazadi
Uprawia Pani wiele sportów: snowboard, narty, tenis... To tylko hobby, czy też myślała Pani kiedyś o tym, by zająć się któraś z tych dyscyplin zawodowo?
– Zdecydowanie jest to moje hobby. Nigdy nie myślałam o tych dyscyplinach sportu zawodowo. Jako dziecko dużo biegałam i jeździłam na łyżwach. Moim marzeniem początkowo było zostać sportową łyżwiarką figurową czy sprinterką – moją idolką wówczas była Marion Jones, niestety kontuzja kolana uniemożliwiła mi dalszy rozwój tych pasji.

Aktywność fizyczna to dla jednych relaks, dla innych najlepszy sposób na kondycję i zdrowie. Jak jest w Pani przypadku?

– Myślę, że dla mnie jest to i jedno i drugie. Jeździectwo czy rower jest dla mnie niesamowitą formą relaksu, odpoczynku i kontaktu z naturą. Natomiast tenis czy jazda na snowboardzie jest dla mnie formą odreagowania, oczyszczenia się i zadbania o moją kondycję. Uwielbiam się porządnie zmęczyć, od razu odzyskuje wtedy siły witalne.

Jest Pani aktorką, kompozytorką, tancerką, wokalistką. Która z tych dziedzin jest Pani najbliższa?

– Najbliższa mojemu sercu od najmłodszych lat była i jest muzyka, co za tym idzie wszystko co z nią związane. Gdy tańczyłam nie widziałam świata poza tańcem, gdy grałam na fortepianie oddawałam się temu bez pamięci. Powoli te pasje przeistoczyły się w formę wyrażania swoich uczuć i właśnie odreagowania za pomocą komponowania i śpiewu. Koncert dostarcza mi tego co dobry trening – jest to duży wysiłek, spalam ogromną ilość kalorii, daje upust swoim emocjom i świetnie się bawię. Schodzę ze sceny z ogromnym uśmiechem na twarzy i poczuciem oczyszczenia. Aktorstwo pojawiło się po drodze ale nie przypadkowo.

[-------]

Jak wspomina Pani czas spędzony w grupie tanecznej Volt?

– To był jeden z najtrudniejszych, ale zarazem najwspanialszych okresów w moim życiu. Moja grupa była moją drugą rodziną. Spędzaliśmy ze sobą ogromne ilości czasu, wspólne kontuzje, wspólne treningi, wspólne łzy i wspólny cel. Wyglądałam wtedy jak facet – miałam włosy ścięte na jeża i bardzo umięśnione, wysportowane ciało. Moment, kiedy po raz pierwszy dostałam medal – tego się nie da opisać. Towarzyszy temu poczucie, że bez względu na trudności było warto.

Największy Pani taneczny sukces?

Vice-mistrzostwo Europy w tańcu DISCO DANCE w formacjach.

Jakie cechy musi mieć dobra tancerka, bo chyba nie tylko predyspozycje fizyczne są ważne?

– Dobra tancerka… hm… to pojęcie względne. W każdym stylu tanecznym liczy się co innego. Cechy łączące to na pewno: świetnie rozciągnięta, wysportowana, musi szybko łapać i zapamiętywać choreografię, musi mieć własny styl, charyzmę, osobowość oraz kochać to, co robi tym samym wyrażać poprzez taniec swoje emocje. Dobra tancerka to na pewno pasjonatka, poświęcona w pełni tańcu. Bardzo ważny jest rozwój, należy rozwijać się w różnych stylach i jeździć na warsztaty, na których zawsze można się czegoś ciekawego nauczyć czy dowiedzieć.

W jakim stylu tanecznym czuje się Pani najlepiej?

– Najlepiej czuję się w hip-hopie i w tańcach latynoskich, takich jak salsa.

Stres i zmęczenie nie są obce, gdy realizuje się zawodowo na tylu płaszczyznach. Jak sobie z nimi Pani radzi?

– Relaksuje się słuchając muzyki, spotykając się z przyjaciółmi, spędzając czas z rodziną, czy po prostu leżąc w łóżku i oglądając filmy. Formą odreagowania jest dla mnie komponowanie, gdy tylko mi źle czy jestem czymś sfrustrowana siadam do pianina i zamieniam swoje emocje w dźwięki. Wysiłek fizyczny też pomaga się odstresować, trening na siłowni czy taneczny zdecydowanie poprawia samopoczucie.

Co jest dla Pani pasja, a co pracą?

– Mam to szczęście, że moją pasją jest moja praca. Spełniam swoje marzenia i jeszcze mi za to płacą (śmiech).

Czy przywiązuje Pani wagę do tego, co je?

– Jedzenie to moje ulubione zajęcie po śpiewaniu. Zwracam uwagę na to, co jem, na to, żeby się zdrowo odżywiać, nie pochłaniać fast-foodów, ale bez przesady. Lubię dobrze zjeść, najlepiej jak jest przyrządzony posiłek z przystawką, drugim daniem i deserem. Nie odmawiam sobie przyjemności, jakimi w moim przypadku są łakocie. Odrabiam to później na scenie i na siłowni. Jest jednak jedna zasada, której się trzymam – nie jem po 18, chyba że mam w danym dniu tzw. dyspensę (śmiech).

Ma Pani kongijskie korzenie. Czy zna Pani jakieś tamtejsze sposoby pielęgnacji urody? Czy są takie, które stosuje Pani na co dzień?

– Bardzo popularne w Kongo jest nawilżanie i nabłyszczanie włosów olejem palmowym, ja robię taki zabieg raz na jakiś czas oliwą z oliwek. Ciało nawilża się kremami z masłem kakaowym. Polecam też peeling czarnym mydłem Beldi, którego receptura pochodzi z Maroka.


Rozmawiała Iza Wróbel
Fot. Kamila Suchozebrska
www.fit.pl