Jak nasze nawyki żywieniowe przechodzą na nasze dzieci

Czy pamiętacie, byście mieli problem z jedzeniem? A może to wasza rodzina go miała? Czy babcie mówiły, że jesteście zbyt chudzi, na pewno chorzy, więc trzeba was porządnie nakarmić? Biegali za wami z kanapeczkami, ciasteczkami, drożdżówkami? A może byliście niejadkami lub za niejadków uważani? 
fit.pl
2013-10-28 00:00
Udostępnij
Jak nasze nawyki żywieniowe przechodzą na nasze dzieci


Badania oraz spostrzeżenia lekarzy i pedagogów dowodzą, że, niestety, rodzina często błędnie interpretuje jeden z elementów rozwoju dzieci. Przychodzi moment, gdy nasz pultaśny cherubinek zaczyna tracić około 10% swojej masy urodzeniowej – i jest to całkowicie normalne, jeśli w krótkim czasie to nadrobi. Problem zaczyna się, gdy dziecko straci trochę na ciałku, zaczyna naturalnie (jak wcześniej wspomniałam) szczupleć, a rodzina, zwłaszcza babcie wszczynają alarm „Jaki on chudy! Na pewno jest chory! Jak oni go karmią!” i zaczyna się najzwyklejsze w świecie futrowanie. Podsuwanie dzieciom smakołyków, dużych porcji obiadu... Często prowadzi to do rozwoju otyłości wśród dzieci, co w efekcie daje płacze, lamenty, nerwy, złość (czasami nawet pod adresem dziecka!) oraz szukanie diety cud, która pomoże wrócić do normalnej sylwetki. A wystarczyłoby normalnie je traktować, nie przejadać...

Przede wszystkim, jeśli rzeczywiście dziecko ma problem z jedzeniem, powinniśmy tak komponować i podawać posiłki, by były możliwie jak najatrakcyjniejsze, porcje nie za duże, aby dziecko nie wystraszyło się ilości jedzenia na talerzu!

Istnieje też opcja, że dziecko je, ale niektórzy uważają, że nie je – a bo to nic konkretnego nie ugryzło, a bo to niewiele... Idąc do lekarza w tej sprawie, z podejrzeniem nawet chorób metabolicznych, nie zdziwmy się, gdy lekarz poprosi każdą z obecnych osób o spisanie rzeczy, które podała dziecku „by cokolwiek zjadło”. Okazać się może, że w rzeczywistości dziecko je całkiem sporo i zwyczajnie nie jest głodne!

Co zrobić, by nasze dziecko nie miało w przyszłości problemów metabolicznych?

Nie pozwalajmy na podjadanie między posiłkami, nawet, jeśli babcia z całą mocą i pewnością próbuje utwierdzić nas w przekonaniu, że zdecydowanie głodzimy dziecko! Zdrowy maluch jeśli jest głodny, sam przyjdzie i to zakomunikuje – po podjadaniu zwyczajnie głodny nie jest.

Starajmy się odżywiać racjonalnie. Jeśli dziecko będzie obracać się w otoczeniu wszechobecnej pizzy i fast foodów czy chipsów, niewątpliwie będzie to jego najchętniej przyjmowane pożywienie. Obcując jednak ze zdrowym żywieniem, widząc, jak rodzice zajadają się owocami, warzywami, mięsem, zdrowymi tłuszczami czy brązowym makaronem, na pewno chętniej podejmą próby spróbowania takich posiłków. No bo przecież kto z nas chciałby jeść warzywka i kurczaka, podczas gdy inni domownicy zajadaliby się golonką i frytkami?

Nie nagradzajmy każdego sukcesu słodyczami. „Ojej, byłeś taki grzeczny, należy ci się drożdżóweczka!”, „Taka byłaś dzielna podczas szczepienia – chcesz lizaczka?”. Tak, często to słyszę. Pamiętajmy, że nagradzanie dziecka nie musi i wręcz nie powinno być w zdecydowanej większości przypadków materialne. Dziecko nie zbiednieje, jeśli zabawki będzie dostawać tylko na urodziny i święta, a słodycze powiedzmy 4 razy w miesiącu. Nagrodą może być również uśmiech, całus, okazanie swojej radości z sukcesu dziecka. Nie uczmy ich postawy „coś zrobiłem, więc mogę się nagrodzić jedzeniem”. Później przez to nagradzamy sukcesy w odchudzaniu tabliczką czekolady, „bo mi się należy”...

Nie zamęczajmy dziecka ciągłym mówieniem o jedzeniu. Nagminne przypominanie „za chwilę obiad!”, „Chodź na obiad!”, „Nie zjadłeś obiadu”, „Co zjesz na obiad?” jest męczące nie tylko dla dziecka, dla dorosłych też. Tak więc nie czyńmy mniejszym, co nas wkurza.

Sprawmy, by posiłek był wspólną celebracją rodzinną. Dziecko chętniej zje, gdy ma przy sobie bliskich, widzi, że oni też jedzą. Tak więc zamiast uciekać z talerzem do telewizora, bo mecz leci, czy do pokoju, bo z kumpelą rozmowa trwa w najlepsze, poświęćmy ten czas rodzinie, by dziecko czuło, że nie jest samo.

Bawmy się jedzeniem. Nie chodzi o to, by urządzać bitwę na kotlety, czy rzucać sąsiadce jajko sadzone w twarz, tylko by talerz wyglądał atrakcyjnie. Ja wiem, że czasami może to być trudne i czasochłonne, ale zrobienie gąsienicy z kilku pulpecików, ośmiorniczki z parówki czy kokardki z marchewki raczej nie należy do rzeczy trudnych.

Dbajmy o zdrowe odżywianie naszych dzieci, by później nie miały problemów nie tylko metabolicznych, ale i innych. Nadwaga i otyłość często idą w parze z problemami z krążeniem, chorobami serca, nadciśnieniem, stłuszczeniem wątroby oraz innych narządów, trudnościami w oddychaniu, problemami z chodzeniem, szybszym ścieraniem się chrząstek stawowych... Zainwestujmy w to, by później one nie musiały inwestować w lekarzy.

Amanda

slim-dream.blog.pl

www.fit.pl