fit.pl
2006-04-11 00:00
Udostępnij
Kamila Porczyk
W czym tkwi sekret ciągle rosnącej popularności fitnessu?

Sekret? Tu nie ma żadnej tajemnicy. Fitness to trzy elementy: zdrowy styl życia, zgrabna sylwetka i sprawność fizyczna. Czy jest ktoś, komu to się nie podoba? U nas dopiero  zaczyna się wielki boom. W Stanach Zjednoczonych, gdzie fitness stoi na bardzo wysokim poziomie, na zawody przychodzą tłumy widzów. Połączenie akrobatyki i tańca, do tego zgrabna sylwetka i oprawa muzyczna - wszystko tworzy unikalny show. Mam nadzieję, że w Polsce będzie podobnie.   

Czy udział w zawodach stresuje tak profesjonalną mistrzynię świata?

Największym źródłem moich stresów jest przestrzeganie diety. Liczą się minuty, a nawet sekundy, jakie mijają pomiędzy jednym a drugim posiłkiem. Wymusza to oczywiście ścisły reżim dnia. Ważne jest, co i ile jem, porcje ważone są co do miligrama. No i te ciągłe wahania hormonów; trudna do przewidzenia jest reakcja organizmu na dany produkt. Najtrudniejsze są dni przed występem, kiedy mam wymierzone porcje wody. Występy nie przerażają mnie. Trema przed wejściem na scenę działa mobilizująco. Lubię pokazywać się i mam ogromną satysfakcję, kiedy mój występ podoba się publiczności. 

Podczas występu nawiązuje Pani doskonały kontakt z widzami. Kto układa tak ciekawą choreografię?

Pani Zofia Dąbrowska, choreograf w Operetce Śląskiej w Gliwicach.

Trener chwali Panią za doskonałe wyczucie rytmu, ale z pewnością dużo zależy tu od muzyki i osoby za nią odpowiedzialnej?

Muzykę układam razem z Michałem Stachowiczem z kieleckiego radia FAMA. Często siedzieliśmy do późnej nocy, dobierając poszczególne kawałki. Na całość składają się fragmenty w stylu cza-cza, "Childrens of Sanchez" - Mandany i piosenki Glorii Kleinor - "I will survive".

Od kiedy Pani trenuje i dlaczego akurat fitness?

Już od dziecka uprawiałam gimnastykę, która jest dyscypliną pokrewną. Przerwałam treningi, gdy rozpoczęłam studia w Katowicach i straciłam dotychczasową partnerkę. W gimnastyce nie da się przygotować drugiego programu w ciągu roku. A na osiągnięcie liczącej się, międzynarodowej pozycji wystarczyłyby nawet cztery lata studiowania. Poza tym próbowałam pożyć normalnym życiem, iść na imprezę, do kina. Szybko jednak znudziłam się i zmęczyłam nicnierobieniem. Ponieważ chciałam chudnąć, poprosiłam Marcina Jabłońskiego , mistrza Polski w kulturystyce, o rozpisanie mi diety. Nie miał ochoty na współprace i zbył mnie, mówiąc, że tysiące dziewcząt chce schudnąć, ale brakuje im wytrwałości. Dużo musiałam się napracować, żeby zmienił zdanie. W zawodach startować zaczęłam w zeszłym roku, ale ćwiczę już od dwóch lat.

Jak długo przygotowywała się Pani do tegorocznych mistrzostw?

Od zeszłego sezonu. Przygotowując się do mistrzostw Polski, a potem mistrzostw Europy zaczęłam myśleć o nowym wyzwaniu. Sukces, jakim było zdobycie drugiego miejsca w Torremolinos, dodał mi pewności. Nie mogłam zmarnować tej szansy.

Której rywalki obawiała się Pani najbardziej?

Widok wielu dziewczyn noszących na dresach napis "Japan", "Canada" może wywołać pytanie co ja tutaj robię? Jednak spośród 34 zawodniczek moje największe obawy budziła zawodniczka z Czech, z którą przegrałam mistrzostwa Europy. Muszę przyznać, że przeżyłam chwile grozy, kiedy ją zobaczyłam. Ale wspólnie z trenerem wyciągnęliśmy wnioski z przegranej. Musiałam dopracować sylwetkę. W ostatnią niedzielę ten element przygotowany był perfekcyjnie.

Z rozmów ekspertów wynika, iż wypracowała Pani jeden z mięśni w sposób tak unikalny, że żadna z konkurentek nie mogła się pochwalić podobnym prążkowanym osiągnięciem.

Chodzi tu zapewne o mięsień pośladkowy. Kobietom bardzo trudno jest wyrzeźbić pośladki i biodra, ponieważ w sposób naturalny jest to miejsce odkładania się tłuszczu. Dzięki wskazówkom Marcina udało mi się osiągnąć, jako jedynej zawodniczce, prążkowanie mięśnia pośladkowego. Również pod dyktando trenera opanowałam odpowiednią technikę eksponowania swojego osiągnięcia. Był on tak wyraźny, że nawet podczas późniejszego oglądania relacji telewizyjnej widziałam efekty moich całorocznych starań.

Czy fakt, że mistrzostwa odbywały się w Polsce, był dla Pani jakimś ułatwieniem?

Jeżeli ma pan na myśli skład sędziowski, to tylko jeden sędzia był z polski. Pozostali pochodzili z różnych krajów, między innymi reprezentowanych przez poszczególne zawodniczki. Na pewno dużym plusem była "swoja" publiczność. No i nie musiałam męczyć się długą podróżą, np. na inny kontynent.   

Czy środki dopingujące - stosowane już masowo przez sportowców - mogą wspomagać również osiągnięcia w fitness, czy nie stanowią dla Pani pewnego rodzaju pokusy?

W przyszłości chcę mieć rodzinę i dzieci. Dlaczego miałabym to zaprzepaścić? Uprawiam przecież fitness, a nie kulturystykę. Tutaj nie liczy się masa, ale zgrabnie wyrzeźbiona sylwetka. Dobry fachowiec od żywienie i ciężka praca są wystarczającą gwarancją sukcesu. Fitness to dla wszystkich odzwierciedlenie zdrowia, nieprawdaż?

Jak zareagowała rodzina na wiadomość o zdobyciu przez Panią tytułu mistrzyni świata?porczyk1

Tato był bardzo dumny i szczęśliwy. Mama oglądała bezpośrednią relację w telewizji razem z sąsiadkami. Opowiadały mi potem, że była tak podekscytowana, że zaczęła machać do mnie. Na uwagę siostry, że przecież jej nie widzę, mama stwierdziła :"A może widzi...". Brat przebywa obecnie w Londynie i jak tylko tamtejsze media zaczęły informować o wynikach, zadzwonił do mnie z gratulacjami.

Czy rodzice podsunęli Pani pomysł trenowania i zapisali na zajęcia z gimnastyki?

Już jako mały brzdąc byłam bardzo ruchliwa. Nie sprawiało mi problemów stanie na rękach, robienie szpagatu czy przerzutu bokiem. Pewnego dnia, zafascynowana relacją telewizyjną z zawodów gimnastycznych, powiedziałam że chcę ćwiczyć. Rodzice potraktowali to jak dziecinną zachciankę. Ale byłam nieustępliwa. Ojciec próbował nawet znaleźć mi miejsce w cyrku, jednak byłam za mała. W końcu dowiedzieliśmy się, że w klubie sportowym Tęcza jest sekcja akrobatyki sportowej. Zamieszkałam u cioci w Kielcach i od tej chwili rozpoczęła się moja sportowa przygoda.

Kto opiekuje się Panią podczas wyjazdów? Kto załatwia formalności, zamawia miejsca w hotelu...?

Sprawami sportowymi, czyli zgłoszeniem do zawodów, rodzajem ćwiczeń i dietą zajmuje się Marcin Jabłoński. On też smaruje mnie "brązingiem", poprawia kostium, stoi przy scenie i mówi, co mam napiąć, jak stanąć itp. Potrafi mi również dodać otuchy w chwilach zwątpienia.

A jak wyglądają sprawy finansowe - czy posiada Pni sponsora?

Moim menedżerem jest Andrzej Dylczyk, który jest jednocześnie moim pracodawcą, pracuje w firmie reklamowej. To on znalazł dla mnie sponsora. Bardzo dużą pomoc otrzymałam ze strony uczelni. Rektor zwolnił mnie z opłat za akademik, dzięki czemu mogłam te pieniądze wydać na odżywki. Oprócz tego mam możliwość studiowania indywidualnym tokiem, korzystam z całej bazy technicznej uczelni.   

Jakie ma Pani plany zawodowe na przyszłość?

Jak najszybciej powtórzyć wynik z tegorocznych mistrzostw.

A w dalsze perspektywie?

Jeszcze się nad tym specjalnie nie zastanawiałam. Myślałam o zawodowstwie, ale nie wiem, czy będzie mnie stać na to, żeby wyjechać do Kalifornii, aby tam trenować. Fitness zawodowy dający poza satysfakcją również środki finansowe jest na razie możliwy tylko z dala od naszego kraju.

Pracowała Pani jako instruktor w siłowni akademickiej. Czy myślała Pani o tym, żeby zająć się trenowaniem "narybku"?

Zastanawiałam się nad zaproponowaniem uczelni stworzenia podyplomowego studium fitness. Kazda dziewczyna mogłaby zdobywać wiedzę z zakresu diety, treningu, poruszania się. Zdaję sobie doskonale sprawę, że bardzo bardzo trudno tworzy się ten sport. Wśród mnóstwa dziewczyn sprawnych, ładnych, zgrabnych bardzo niewiele jest silnych i wytrwałych. W fitnessie cechy te odgrywają najważniejszą rolę. Przede wszystkim jednak muszę skończyć studia.

SOLARIUM
www.fit.pl