Osoby, którym pomagam często pytają mnie, dlaczego praca ze sobą najczęściej opiera się na mówieniu o tych wszystkich złych rzeczach? Bo to przecież takie ciężkie i bolesne. Czy nie lepiej zostawić je w spokoju? Ale tu nie chodzi o negatywność, tu chodzi o prawdę, o przyjrzenie się sobie, o to aby ściągnąć maskę i popatrzeć na siebie. Również na tą ciemną stronę. Może właśnie od tego jestem, od czyszczenia tego co na dole, co zakopane. Praca z podświadomością, to zaglądanie pod dywan.
Artykuł ekspercki - Magdalena Wójtowicz
2024-04-04 19:33
Udostępnij
Ciemna noc duszy - Magdalena Wójtowicz

Dzisiaj spotkanie z cieniem, dla tych, co są gotowi, mogą się pojawić różne emocje: lęk, strach, łzy, mogą się pojawić odczucia w ciele. Bo praca z naszym cieniem to praca przez doświadczanie, a wszystko co dobre przychodzi przez doświadczanie. Spotkanie z cieniem to spotkanie z tą częścią, która jest najczęściej najbardziej przez nas wypierana. I mam świadomość, że wy również macie świadomość, że ta część nas jest i bardzo domaga się uwagi. Przychodzi ten moment, że otwieramy się na nią. Jeśli również tak myślisz, to przeczytaj proszę, czym jest tak naprawdę ten swoisty cień, ta bolesna część naszej duszy.


Według teorii Junga każdy człowiek składa się z ego i z cienia ego. Czym to jest w praktyce? Każdy z nas chce być jakiś. Tworzymy siebie poprzez to, jak o sobie myślimy i co o sobie mówimy. Mówiłam już o tym w poprzednim tekście. Wybieramy pewne części naszej istoty, by na zewnątrz wyglądało to wszystko najlepiej jak umiemy. Naturalnie wybieramy światło, którym wolimy się otaczać. A co z resztą, z tą mniej lub bardziej świadomą częścią nas samych? To spychamy do ciemności i tam tworzy się nasz cień. To część naszej nieświadomości gdzie kończy wszystko to, co od siebie odrzucamy. To właśnie te rzeczy, które zamiatamy pod dywan, żeby pokój wyglądał na czysty. Niestety, one nadal tam są.


Cień daje o sobie znać w trudnych i nagłych sytuacjach. Jest mocno połączony z emocjami, przez co wrasta w nasze ciało i umysł. Ekhart Tolle w swojej książce „Potęga teraźniejszości” nazywa tę część nas „ciałem bolesnym”. Ma ono dwa tryby istnienia: utajony i czynny. U jednej osoby może przez dziewięćdziesiąt procent czasu pozostawać w uśpieniu, natomiast u innej, głęboko nieszczęśliwej, potrafi być stale aktywne. Niektórzy ludzie uczestniczą w życiu niemal wyłącznie za pośrednictwem swojego ciała bolesnego, inni zaś mogą odczuwać jego obecność tylko w pewnych okolicznościach – ktoś coś powie, jakoś się zachowa, używki takie jak alkohol też je wyzwalają. Niektóre ciała bolesne są nieznośne, ale stosunkowo mało szkodliwe - trochę jak rozkapryszone dziecko. Zdarzają się też jednak złośliwe, niszczycielskie potwory, istne demony. Część z nich posługuje się przemocą fizyczną, ale znacznie liczniejsze uciekają się do przemocy w sferze emocjonalnej. Jedne napastować będą ludzi z twojego bliższego lub dalszego otoczenia, podczas gdy inne zaatakują ciebie - swojego żywiciela. Mówisz wtedy, nie wiem dlaczego tak się zachowałem? To nie ja! Jakby mnie coś opętało! To żadne opętanie. Wyszło po prostu to, co już tam było, tylko mocno zakryte.


Nawet w ciągu dnia możemy łapać się na tych niewygodnych dla nas myślach: ktoś jest gorszy ode mnie, ten to się zachował jak kretyn, pragnę tego a nie powinnam. I szybciutko nasze mechanizmy obronne spychają te myśli w cień, a ten niestety jeszcze bardziej dzięki temu rośnie. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że tak jak w bajkach, jednocześnie jesteśmy i dobrym i złym charakterem. I światłem i cieniem jednocześnie, porządkiem i chaosem. Zaprzeczamy temu w dobrym znaczeniu, to jest mądre i właściwe. Pracujesz ze sobą, żeby być jak najlepszą wersją samego siebie. I to jest dobre. Tylko jak to robisz, ma już ogromne znaczenie.


Czasem wydaje ci się, że siebie dobrze znasz, i nagle stajesz oko w oko z tym obcym, wstrętnym stworem. Za pierwszym razem czeka cię spory szok. Ważniejsze jest jednak obserwowanie własnego ciała bolesnego aniżeli cudzych. Zauważaj w sobie wszelkie przejawy niezadowolenia: irytację, zniecierpliwienie, zasępienie, chęć czynienia krzywdy, gniew, przygnębienie, pragnienie, żeby w twoim związku osobistym pojawiła się nuta dramatu. Mogą one znaczyć, że ciało bolesne próbuje zbudzić się z uśpienia. Jeśli rzeczywiście się zbudzi, natychmiast je na tym przyłap.


Cień walczy o przetrwanie - tak jak każdy byt. Przetrwać zaś zdoła tylko pod warunkiem, że skłoni cię, abyś bezwiednie z nim się utożsamił. Może wtedy wyjść z ukrycia, przejąć władzę, „stać się tobą" i za twoim pośrednictwem żyć. Potrzebuje ciebie jako narzędzia zdobywania „pokarmu". Będzie się żywiło każdym doznaniem, żeby mogło się nią karmić. Ból może się żywić tylko bólem. Nie może się żywić radością. Po prostu jej nie trawi. Z chwilą gdy przejmie władzę nad tobą, twój apetyt na ból wzrośnie. Staniesz się ofiarą lub oprawcą. Zechcesz zadawać cierpienie albo cierpieć - jedno drugiego zresztą nie wyklucza: tak naprawdę niewielka to różnica. Oczywiście nie jesteś tego świadom
i będziesz twierdził z zapałem, że wcale bólu nie pragniesz. Ale jeśli uważniej się przyjrzysz, zobaczysz, że twoje myślenie i zachowanie podporządkowane jest temu, aby ból nie ustawał - zarówno twój własny, jak i cudzy. Gdybyś był tego świadom, cały ten schemat by się rozsypał, bo trzeba być obłąkanym, żeby pragnąć bólu, a nikt nie jest obłąkany świadomie.
Ciało bolesne - mroczny cień ego - boi się blasku świadomości. Boi się, że wyjdą na jaw jego matactwa. Warunkiem przetrwania ciała bolesnego jest twoje bezwiedne utożsamienie z nim i nieświadomy lęk przed konfrontacją z bólem, który w tobie żyje. Ale jeśli nie spojrzysz temu bólowi prosto w oczy, jeśli nie opromienisz go blaskiem świadomości, będziesz musiał raz po raz na nowo go przeżywać.


Ciało bolesne może ci się wydawać niebezpiecznym potworem, na którego nie masz odwagi spojrzeć, ale zapewniam cię: to tylko zwiewne widmo, nie oprze się zatem potędze twojej przytomności. Chcesz do końca życia cierpieć ból i twierdzić, że jest złudny? Czy to cię od niego uwalnia? Szukamy tu sposobu, żeby ta prawda stała się dla ciebie faktem - autentycznym doświadczeniem. A zatem ciało bolesne nie chce, żebyś je miał pod bezpośrednią obserwacją i widział takim, jakie jest. Kiedy zaczynasz je obserwować, kiedy czujesz w sobie pole jego energii i ogarniasz je uwagą, pryska łącząca cię z nim więź utożsamienia. To działa! Jest to niezwykle skuteczna metoda, którą pracuję w trakcie swoich sesji. Pojawia się wtedy wyższy wymiar świadomości: przytomna obecność. Jesteś teraz świadkiem, obserwatorem poczynań ciała bolesnego. Znaczy to, że nie może ono już cię wykorzystywać, podszywając się pod ciebie, ani regenerować się, czerpiąc z ciebie soki. Odnalazłeś najgłębsze źródło siły wewnętrznej. Dotarłeś do wolności w byciu sobą!