Londyńskie szkoły zakazują rodziców na meczach – sport pod presją dorosłyc

Londyńskie szkoły wprowadziły zakaz obecności rodziców na meczach szkolnych. Decyzja może szokować, ale jak tłumaczą psychologowie sportu – nie było innego wyjścia. Coraz częściej na trybunach dochodziło do krzyków, obrażania sędziów i nadmiernej presji wobec młodych zawodników. Zamiast radości z gry – stres, łzy i strach przed błędem.
Aleksandra Załęska
Dzisiaj 11:01
Udostępnij
Londyńskie szkoły zakazują rodziców na meczach – sport pod presją dorosłyc

Eksperci alarmują: zjawisko tzw. pushy parents to dziś jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla rozwoju sportowego dzieci. W imię ambicji, a czasem własnych niespełnionych marzeń, dorośli zapominają, że sport szkolny ma przede wszystkim uczyć współpracy, wytrwałości i zabawy – nie perfekcji.

Agresja na trybunach – problem globalny

Nie tylko Londyn postanowił powiedzieć „dość”. W Teksasie wprowadzono prawo pozwalające natychmiastowo wyrzucić z obiektu agresywnego rodzica – bez ostrzeżenia. Wystarczą trzy incydenty, by dana osoba otrzymała zakaz udziału w meczach szkolnych na stałe.

Dlaczego aż tak radykalne kroki? Bo w wielu szkołach sytuacja wymknęła się spod kontroli. Dochodziło do wyzwisk wobec sędziów, trenerów, a nawet samych zawodników. Zawody, które miały być świętem sportu, stawały się areną dorosłych emocji.

Psychologowie: dzieci nie wytrzymują presji

Badania brytyjskich specjalistów są jednoznaczne – presja rodziców negatywnie wpływa na wyniki i rozwój psychiczny dzieci. Zamiast skupiać się na grze, młodzi zawodnicy koncentrują się na tym, by „nie zawieść” dorosłych. Skutki? Utrata radości z uprawiania sportu, niska samoocena, a często rezygnacja z treningów.

David Beckham przyznał kiedyś, że jako dziecko płakał po meczach, gdy ojciec ostro go krytykował. Po latach widzi w tym element hartowania charakteru, ale nie każdy młody sportowiec ma taką odporność. Większość po prostu się poddaje.

Granica między wsparciem a naciskiem

Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że nawet pozornie niewinne pytania potrafią budować napięcie. Zamiast „dlaczego nie trafiłeś?”, warto zapytać „dobrze się bawiłeś?”. Bo właśnie to pytanie pokazuje dziecku, że liczy się jego wysiłek i pasja – nie wynik.

Między wsparciem a presją istnieje cienka granica. To różnica między dopingiem a terrorem, między motywacją a projekcją własnych niespełnionych ambicji. Każdy rodzic powinien zadać sobie pytanie: czy kibicuję dziecku, czy własnemu ego?

Sport ma łączyć, nie dzielić

Jak zauważył Jan Urban, były reprezentant Polski, energia po narodzinach dziecka może być dla sportowca „bronią, nie przekleństwem”. Podobnie jest z emocjami rodziców na trybunach – mogą budować lub niszczyć.

Sport dziecięcy to nie igrzyska olimpijskie. To przestrzeń, w której młodzi uczą się współdziałania, samodyscypliny i odporności na porażki. Jeśli zabraknie w tym radości i bezpieczeństwa – cała idea traci sens.

Warto więc czasem zatrzymać się i zadać sobie proste pytanie:
Kiedy ostatnio po meczu swojego dziecka zapytałeś, czy dobrze się bawiło?

 

Bo sport ma łączyć, nie dzielić.