Z Olgą Bończyk rozmowa o aktywności ruchowej, sporcie, jaki uprawia i diecie śródziemnomorskiej. Gwiazda serialu "Na dobre i na złe" opowiada o swoim zdrowiu, przyznaje się też, że uwielbia pączki.
fit.pl
2005-09-27 00:00
Udostępnij
Olga Bończyk
olga bonczykJak utrzymuje pani swoją kondycję fizyczną i psychiczną?

W zasadzie jedynym sprawcą mojej dobrej kondycji psychicznej jest dobry humor. Kiedy dwa lata temu odkryłam, że uśmiech i pogoda ducha zmienia wszystko na lepsze, zamieniłam skwaszoną minę, przygarbioną sylwetkę i wieczny strach w oczach na codzienną dawkę dobrego samopoczucia i wiary, że każda chwila życia należy do mnie. Poskutkowało. Odwieczny pech zaczął mnie chyba omijać, a gdy mimo to, spotyka mnie coś przykrego, łatwiej rozprawiam się ze smutkiem, bo wtedy powtarzam sobie: "co mnie nie zabije to mnie wzmocni". 

A jeśli chodzi o kondycję fizyczną tu sprawy mają się nieco gorzej, chociaż nie jest beznadziejnie. W wolnych chwilach chodzę na siłownię i do sauny. Na wakacjach staram się jeździć na rowerze, pływać. Może to zbyt mało by mówić o dbaniu o kondycję, lecz wierzę, że te moje sezonowe zrywy są zastrzykiem dobrej energii, która później przydaje się w pracy.

Czy uprawia pani jakieś dyscypliny sportowe?

Niestety, to mój grzech główny. Nie mam na to czasu i co najgorsze nie mam do tego serca. Jedyny sport, który mogłabym uprawiać to... badminton. W czasie wakacji, jeśli mam pod ręką sprzęt, gram do upadłego. Najbardziej podoba mi się w nim to, że jest sportem bezkontaktowym i nie wymaga tak dużego nakładu energii jak tenis czy squash.

Czy przez minione lata zmieniła pani radykalnie sposób żywienia?

Radykalnie, to mało powiedziane. Moja kuchnia pozbawiona jest białego pieczywa, ziemniaków, mąki, słodzonych napojów, słodyczy itd. A więc nie ma: kluseczek, pierogów, kopytek, frytek, placków ziemniaczanych, kanapek "zapychaczy", chipsów, czekoladek, ciasteczek itp. Unikam potraw panierowanych i smażonych. Warzywa i owoce to główne składniki niemal wszystkich posiłków. Zawsze staram się gotować w domu, dlatego mam pewność, że to co trafia do naszych żołądków nie zaszkodzi nam. Jeśli chodzi o napoje, odkryłam genialne właściwości oczyszczające czerwonej herbaty. Mój mąż śmieje się, ze nie będziemy mieli na co umrzeć jeśli będziemy tak zdrowo jedli...

Czy zna pani dietę śródziemnomorską?

Oczywiście że znam i sama często przyrządzam potrawy z tej kuchni. Kto lubi owoce morza ma tutaj wielkie pole do popisu. Kto jednak ich nie lubi, może pobawić się mieszankami ziół, które w niepowtarzalny sposób zmieniają smak każdego mięsa czy warzyw.

Czy pije pani wino do obiadu?

Jeśli piję alkohol to tylko wino. Oczywiście najczęściej do posiłku. Przestrzegam więc zasady: białe do ryb, drobiu, warzyw, a czerwone do mięsa czerwonego i dziczyzny. Z białych win najbardziej preferuję wina reńskie. Jeśli chodzi o czerwone mamy z mężem kilka ulubionych i od dłuższego czasu nie zmieniamy swoich upodobań. Zbyt często okazuje się, że nowości, które kupuję, nie smakują nam tak jak te wypróbowane od lat.

Czy ma pani ulubione potrawy? Czy lubi je pani sama przyrządzać?

Oczywiście, że mam ulubione potrawy i kiedy je przygotowuję kuchnia staje się moim królestwem. Lubię gotować i wierzę, że umiem gotować skoro znajomi chwalą mnie za oryginalność przepisów. Gotowanie daje mi możliwość eksperymentowania. Oczywiście mąż jest moim "królikiem doświadczalnym", bo jako pierwszy smakuje moich nowych potraw, jednak do dziś przyznaje, że nie lubi jadać "na mieście" i zawsze chce, abyśmy zjedli obiad w domu. Nie znam lepszego komplementu. 

Czy wykonywany przez panią zawód wymaga szczególnego dbania o zdrowie?

Świadomość tego, że często stoję przed kamerą lub aparatem fotograficznym, obciąża mnie poczuciem konieczności dbania o siebie i o swoje zdrowie. A przecież często nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny. W filmie czy teatrze musimy mierzyć się z różnymi zadaniami, które wymagają od nas - artystów sprawności fizycznej. Zatem utrzymywanie dobrej kondycji i zachowanie zdrowia należy niemal do naszych obowiązków zawodowych.

Czy ma pani słabość do używek, jeśli tak to do jakich?

Przez słowo używki rozumiem pokusy. Na szczęście nie ulegam pokusom. Natura nie wyposażyła mnie w tą cechę. Wprawdzie od czasu do czasu "popalam", ale nigdy papierosy nie wciągnęły mnie na poważnie. Alkohol mógłby w ogóle nie istnieć. Wino pije tylko do posiłków, a jak go nie ma, to pije wodę z cytryną. Ze słodyczy lubię tylko pączki, ale jestem już dużą dziewczynką i umiem powiedzieć sobie "nie". Jeśli chodzi o kawę piję jedną, dwie dziennie. Ale są to kawy przygotowane przez mojego męża. Nie poznałam do tej pory osoby, która nie była zachwycona jej smakiem i aromatem. W moim słowniku pod hasłem "używki" nie ma narkotyków i wszelkich innych pokus. Po prostu nie istnieją.

A jak radzi sobie pani ze stresem? Czy jego obecność powoduje, że je pani znacznie więcej niż zwykle?

Stres w moim zawodzie to nieodłączny partner. Im dłużej pracuję, tym większe zdobywam doświadczenie i łatwiej jest mi go ujarzmić. Nie oznacza to, że nie mam tremy przed wejściem na scenę. Po prostu strach nie paraliżuje mnie aż tak, jak kiedyś. Gdy jestem zestresowana mój żołądek kurczy się i nie jestem w stanie niczego przełknąć. Każdy intensywny zapach przyprawia mnie o młodości. Efekt? Kilka dni porządnego stresu to kilka kilogramów mniej.

Przy jakim zabiegu kosmetycznym relaksuje się pani najbardziej?

Uwielbiam masaż. To przyjemność której nigdy nie potrafię sobie odmówić. Kiedy dwa lata temu pojechaliśmy z mężem do Tajlandii, przez dwa tygodnie poddawaliśmy się masowaniu przemiłym Tajkom na plaży. Codziennie mieliśmy godzinny masaż całego ciała, który tak doskonale mnie relaksował, że zawsze zasypiałam podczas jego trwania. Do Polski wróciłam jak nowo narodzona.

Czy często pani choruje? Jak znosi pani choroby?

Właściwie nie choruję w ogóle. Od momentu, kiedy radykalnie zmieniliśmy sposób odżywiania się, tylko sporadycznie przytrafia mi się. katar. Wierzę, że prawidłowe odżywianie pozwoliło mojemu organizmowi zdrowo funkcjonować. Gdy czasami mam ochotę zjeść hamburgera, to przed oczami natychmiast pojawia mi się tablica Mendelejewa i odchodzi mi ochota na ten międzynarodowy "smakołyk". Wracam wtedy do domu, przygotowuję zapiekane bakłażany z pomidorami, czosnkiem i mozzarellą lub kurczaka w wiśniówce. Wówczas wiem, że mój żołądek jest mi wdzięczny, a ja czuję się doskonale. 

źródło: SHAPE
zdjęcie: www.teatry.art.pl 

www.fit.pl